29-11-2019 eKurier | Kurier Plus
Spowiedź złodzieja

„Nic już nie jest ważne”

„Nic już nie jest ważne”
Fot. Ryszard PAKIESER

Roman K. CIEPLIŃSKI

„Chcę opisać tu w skrócie, dlaczego postanowiłem odejść z tego świata poprzez zagłodzenie się na śmierć. Jednocześnie oświadczam, iż nie wyrażam zgody na to, aby mi podłączano jakiekolwiek kroplówki czy w jakiś inny sposób próbowano mnie ratować" - tak się zaczyna list, który dotarł z więzienia w Goleniowie do naszej Redakcji.

List napisany 11 listopada tego roku liczy aż 12 stron. 12 stron kancelaryjnego papieru w kratkę wypełnionych jest równym, starannym, lecz jakby ściśniętym pismem. Pod datą i adnotacją: „Proszę przekazać moją sprawę dalej do wiadomości" widnieje jak na pismach urzędowych lapidarna informacja identyfikująca tożsamość autora: imię, nazwisko, syn tego i tego, urodzony tego i tego dnia, w miejscowości takiej a takiej, zamieszkały w K., w gminie G. Autor podaje nawet numer PESEL.

Dalej informuje - niemal jak w testamencie - by o wszystkim poinformować „jego ukochaną siostrę" - tu podaje adres, a nawet numer telefonu, oraz czworo dzieci (wymienia wszystkie imiona), a także żonę, a właściwie już byłą żonę (podaje adres, numer telefonu).

Złodziejem byłem od najmłodszych lat

„Opiszę swoje życie w skrócie, ale i to, dlaczego postanowiłem odejść z tego świata. Proszę o to, aby ta moja historia została przekazana innym, by nie została zamieciona pod dywan, bo ja tu umieram, o czym nikt nie wie. I nawet moja rodzina czy inni nie będą wiedzieć, dlaczego to zrobiłem" - pisze Jerzy K. w ostatnim akapicie długiego wstępu. Dalej jest już tylko historia jego kariery przestępczej, w którą wplecione są krótkie wątki normalnego życia.

Jerzy K. pochodzi - jak sam przyznaje - z biednej rodziny mieszkającej w małej wsi na południu województwa zachodniopomorskiego. Był dziesiątym dzieckiem Anny i Jana. „Wychowywałem się w biedzie" - pisze. „Ojciec ciągle pił, w domu bardzo często były awantury a nawet bijatyki. Już w dzieciństwie popadłem w konflikt z prawem. Przyczynili się do tego moi bracia, którzy często zmuszali mnie do kradzieży, bo sami kradli. W takiej sytuacji musiałem z nimi chodzić na włamania do sklepów czy też kiosków. Ojciec często mnie bił, wręcz znęcał się nade mną. Czasem nawet przywiązywał mnie do belki w piwnicy i wtedy mnie lał. On sam nieraz, grożąc mi pobiciem, zmuszał mnie do kłusowania. Kiedy indziej chodziliśmy razem do innych wiosek, by kraść. Matka o tym wiedziała, ale ta biedna kobieta nic nie mogła zrobić…" - pisze z niezwykłą wprost szczerością skazany obecnie już czterdziestoparoletni mężczyzna.

Okradałem wszystkich

Matka, choć to osoba uczciwa, nie mogła nic zrobić, bo - jak twierdzi po latach jej syn - „była zastraszana". Tymczasem małoletni Jurek poszedł do szkoły. Najpierw okradał kolegów. „Od najmłodszych lat miałem problemy w szkole, ale to nikogo nie interesowało. Robiłem więc, co chciałem i co umiałem, a umiałem tylko kraść, bo mnie tego nauczyli. Okradałem więc najpierw koleżanki i kolegów. A kradłem to, co się dało; drobne pieniądze i kanapki, bo bardzo często byłem po prostu głodny, bo w domu często nie było nawet chleba. Niebawem jednak posunąłem się dalej: okradłem sprzątaczkę z całej jej wypłaty. W końcu zacząłem u siebie, na wiosce, okradać sąsiadów. Wchodziłem do ich domów przez okna i ich okradałem z pieniędzy czy

...

Zawartość dostępna dla czytelników eKuriera
Pozostało jeszcze 80% treści

Pełna treść artykułu dostępna po zakupie
eKuriera
z dnia 29-11-2019