09-01-2020 eKurier | Szczecin/Region
Upadłość, która niszczy
Na rencie z deszczu pod rynnę
Czasem obywatelowi, który popadł w problemy finansowe z niezależnych od siebie przyczyn, nie opłaca się decydować na tzw. upadłość konsumencką. W dramatycznej sytuacji znalazł się szczecinianin, pan Krzysztof (dane do wiadomości redakcji).
Nasz Czytelnik przez lata pracował w firmach stoczniowych. Nie narzekał na zarobki. Ale ślepy los nagle zakręcił jego życiem. W 2001 roku uległ podczas pracy wypadkowi. Przez kolejne lata poddał się w związku z tym czterem operacjom. Po leczeniu przeszedł w 2003 roku na rentę inwalidzką. Jej wysokość pozwalała na w miarę dostatnie życie.
Pan Krzysztof przyznaje: - Od ponad 10 lat zawsze ratowałem się niewielkim kredytem do 3 tys. złotych, gdyż po wypadku ciągle się leczyłem. Wyjeżdżałem do szpitali w Poznaniu i Krakowie. Nigdy jednak nie miałem problemu ze spłatą żadnego zobowiązania.
Potem jeden z banków zaoferował mu debet w koncie - 2,5 tys. złotych oraz na kartę kredytową na 3 tys zł. Pierwszy większy kredyt zaciągnął po 10 latach od przejścia na rentę. Wziął wówczas 20 tys. złotych. Bez problemu zwracał go tzw. samospłatą z konta, na które do tego banku przelewana była jego renta.
Do 2014 roku wszystko było dobrze, aż w szpitalu stwierdzono u szczecinianina guza trzustki. Poddał się operacji ratującej życie. Po niej była jeszcze jedna, która miała ograniczyć powikłania. Przeszedł też zabieg związany z kręgosłupem. Co rok, dwa miał więc jakąś operację.
Coraz więcej zaczęła go kosztować specjalna dieta trzustkowa i samo leczenie. Radził sobie. Jednak, jak mówi, pogrążył go SKOK.
- W 2013 roku wziąłem 3,3 tysiąca złotych kredytu. Spłaciłem go w 2015 roku, na co wystawiono mi dokument z potwierdzeniem - opowiada p. Krzysztof.
Ale, jak dodaje, po rozliczeniu przez bank kredytu musiał dopłacić nieco ponad 268 zł, co też zrobił. Jednak rok później zaczął dostawać pisma „o jeszcze innej dopłacie", na którą się już nie zgodził. - Była to co prawda niewielka kwota, ale niezgodna z wcześniejszym rozliczeniem. Uznałem, że kredyt został spłacony - tłumaczy.
Potem zachorował, a i pisma przestały napływać. I nieoczekiwanie w 2017 roku na jego rentę wszedł komornik, a ów kredytodawca sprawił, że szczecinianin znalazł się w rejestrze dłużników. - W efekcie pozostali pożyczkodawcy wypowiedzieli mi umowy kredytowe, co oznaczało wymóg natychmiastowej spłaty pieniędzy - przywołuje kulisy dramatu.
Z początku jakoś sobie radził. Po potrąceniu komorniczym z renty
...Pozostało jeszcze 80% treści
Pełna treść artykułu dostępna po zakupie
eKuriera
z dnia 09-01-2020