07-04-2020 eKurier | Kurier Plus
Z lądu, morza i powietrza

„Fotografowanie to mój zawód”

„Fotografowanie to mój zawód”
Marek Czasnojć od lat wydaje albumy obrazujące między innymi przeobrażenia Szczecina.

Z Markiem Czasnojciem, fotografikiem, fotoreporterem, publicystą i marynistą, o albumach, w których zapisał historię rybołówstwa, wielkich żagli i Szczecina

- Kiedy zrobił pan pierwsze zdjęcie w Szczecinie?

- Gdy tu przyjechałem, Szczecin był po prostu wielką uporządkowaną ruiną. Cegła została wywieziona na odbudowę Warszawy, więc się przynajmniej nie zmarnowała. Pierwsze zdjęcie Szczecina wykonałem w 1961 roku. Ponieważ pływałem, miałem aparat fotograficzny na statku. Jednak prawa do fotografowania na terenach portowych były wtedy ograniczone. Pływając torem wodnym, robiłem zdjęcia statkom, fotografowałem Świnoujście, port, stocznie. W ten sposób powstały zdjęcia, które w ówczesnych realiach były robione w sposób nie do końca legalny. Już wtedy zdawałem sobie sprawę, że fotografuję historię. Choćby stare „francuzy" - parowce, które jeszcze pływały w barwach PŻM. Podobnie było na Morzu Północnym czy Georges Bank, akwenach połowowych, gdzie fotografowałem naszą dalekomorską flotę rybacką.

- Hitem wydawniczym był album „Pożegnanie z morzem".

- Zawarłem w nim historię polskiego dalekomorskiego rybołówstwa, od narodzin do jego końca. Pracowałem nad tym razem z moim przyjacielem Bohdanem Hurasem. To on miał dostęp do pierwszych przedwojennych zdjęć naszych statków, jeszcze w Holandii. Czyli tej floty, na wzór której staraliśmy się budować nasze rybołówstwo. Myśmy się uczyli rybaczenia głównie od Holendrów. Album „Pożegnanie z morzem" kończą zdjęcia ostatnich polskich trawlerów-przetwórni, które łowiły jeszcze na Morzu

...

Zawartość dostępna dla czytelników eKuriera
Pozostało jeszcze 80% treści

Pełna treść artykułu dostępna po zakupie
eKuriera
z dnia 07-04-2020