06-05-2022 eKurier | Kurier Plus
Polscy artyści urodzeni na Ukrainie
(Wciąż) romantyczna i tragiczna
Jakub Michał PAWŁOWSKI
„Ach! Ukrainy nie będzie!/ Bo ją ludzie ci na mieczach rozniosą./ Ach! róż polnych z jasną rosą/ Zabraknie, bo je ludzie ci kochankom rozdadzą./ Ach dumy w grobach ucichną!/ Bo się pieśni, do polskich już rycerzy uśmiechną./ Ach koniec Ukrainie!/ Bo się sztandar szlachecki na kurhanach rozwinie".
Profesor Danka Dąbrowska (1952-2018) opowiadała, że kiedy Henryk Machalica wypowiadał jako Pafnucy słowa powyższe, a napisane ręką Juliusza Słowackiego w jednym z najbardziej niezwykłych tekstów polskiej literatury - „Śnie srebrnym Salomei", publiczność Teatru Narodowego płakała. Inscenizacji Hanuszkiewicza, mającej premierę w grudniu 1977 r. i chyba mimo wszystko jednak niedocenianej, widzieć nie mogłem, jednak opowieści o spektaklu nigdy nie zapomnę. Skąd wzruszenie widzów, odciętych przecież od dawniejszych kontekstów historycznych, a i tych, które stają się naszym udziałem w ostatnich tygodniach, nie wiem. Względem kresów, szczególnie krainy nad Dnieprem i Dniestrem, Polaków zawsze cechowało rozrzewnienie graniczące z bezdenną tęsknotą. Zawieszona między ambicjami Rzeczpospolitej, carskimi snami o potędze a planami lokalnych przywódców (tzw. hetmanatu), wśród których nie brakowało po prawdzie pospolitych wataszków, Ukraina jawiła się jako przestrzeń szczególnego doświadczenia, kraina na poły tragiczna.
Berdyczów Josepha Conrada (obwód żytomierski), Tymoszówka Szymanowskich (obwód czerkaski), Kalnik Jarosława Iwaszkiewicza (obwód winnicki), Drohobycz Bruno Schulza (obwód lwowski)… Do tego Austeria Stryjkowskiego, nade wszystko jednak Ukraina romantyków, bo od nich się zaczęło. Swoistych cech, powinowactw w obrębie stylu, a i samych motywów jest tak wiele, że powiadamy nawet o „szkole ukraińskiej" polskiego romantyzmu. Do nurtu zaliczamy przede wszystkim Antoniego Malczewskiego („Maria"), Józefa Bohdana Zaleskiego („Duch od stepu"), Michała Czajkowskiego („Powieści kozackie"), Michała Grabowskiego („Zamieć w stepach"), Seweryna Goszczyńskiego („Zamek kaniowski"), z późniejszych Wincentego Pola („Pieśni Janusza"), poniekąd także Kornela Ujejskiego. Prominentnym patronem nieformalnej szkoły był Juliusz Słowacki. Niespełna osiemnastoletni poeta wspomina: Byłem na wonnym kwiatów Zofiówki kobiercu,/Chodziłem po kwiecistych łąkach Ukrainy. Trudno będzie znaleźć dzieło wieszcza, w którym nie byłoby choćby śladu, cienia, drobiny ukraińskiego ducha. Step pojawia się tam nawet, gdzie go
...Pozostało jeszcze 80% treści
Pełna treść artykułu dostępna po zakupie
eKuriera
z dnia 06-05-2022