13-01-2023 eKurier | Kurier Plus
Mija trzydzieści lat od zatonięcia promu „Jan Heweliusz”
Nie zostali w porcie
Elżbieta KUBOWSKA
W tym roku przypada 30. rocznica zatonięcia promu samochodowo-kolejowego „Jan Heweliusz". Była to największa katastrofa morska w powojennej historii polskiej marynarki handlowej. Zginęło w niej 55 osób. Prom zatonął 14 stycznia 1993 roku na Bałtyku podczas rejsu ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad. Na morzu szalał sztorm, prędkość wiatru dochodziła do 160 km na godzinę. Po godz. 4 nad ranem, ok. 15 mil od przylądka Arkona na niemieckiej wyspie Rugia, statek przewrócił się na burtę, a następnie stępką do góry i po kilku godzinach zniknął pod wodą.
Te fakty przypominamy co roku, od 30 lat. I co roku podczas uroczystego Apelu Pamięci na szczecińskim Cmentarzu Centralnym są wyczytywane nazwiska ofiar katastrofy. Bo - jak często powtarzają przy tej okazji ludzie morza - człowiek żyje tak długo, jak długo trwa pamięć o nim…
Feralny statek
„Jan Heweliusz" nie cieszył się dobrą opinią.
Prom został zbudowany w 1977 roku w norweskiej stoczni Trosvik Verksted, na bazie dokumentacji technicznej promu „Mikołaj Kopernik". Zamówiły go Polskie Linie Oceaniczne. Wraz z bliźniaczą jednostką „Mikołaj Kopernik" pracował na linii Świnoujście - Ystad, przewożąc samochody ciężarowe i towarowe wagony kolejowe.
Przed zatonięciem miał 28 wypadków. Znane były jego problemy ze statecznością, przechylał się na pełnym morzu, dwukrotnie w porcie Ystad przewrócił się burtą na nabrzeże. Zderzał się z kutrami rybackimi oraz miał awarię silnika.
We wrześniu 1986 roku, gdy płynął ze Świnoujścia do Ystad z 33 marynarzami, sześcioma pasażerami, 26 wagonami kolejowymi i sześcioma tirami, wybuchł na nim pożar. W agregacie naczepy-chłodni ciężarówki zaparkowanej na wyższym pokładzie samochodowym doszło do zwarcia. Ciężarówka spłonęła, a ogień przeniósł się do nadbudówki. Armator Polskie Linie Oceaniczne wykonał remont w stoczni w Hamburgu i zalał spalony pokład 60 tonami betonu. Stwierdzono potem, że nielegalna wylewka przeciążyła statek i powiększyła jego problemy ze statecznością, które miał już od pierwszego rejsu ze względu na wadliwie zbudowaną nadbudówkę i system balastowy.
- Miał wadę balastową i wszyscy kapitanowie na niego narzekali - wspominał kpt. ż.w. Wiktor Czapp.
Ginęli w lodowatym Bałtyku
W swój ostatni rejs „Jan Heweliusz" wypłynął krótko przed
...Pozostało jeszcze 80% treści
Pełna treść artykułu dostępna po zakupie
eKuriera
z dnia 13-01-2023