23-01-2023 eKurier | Szczecin/Region
Tragedia na osiedlu Słonecznym, w pożarze zginęła kobieta
To było coś potwornego!
W wieżowcu na osiedlu Słonecznym w Szczecinie wybuchł pożar, w którym zginęła kobieta. Ponadto ucierpiało pięć osób. Wielu mieszkańców trzeba było ewakuować.
Tragedia wydarzyła się na ulicy Lnianej w nocy z soboty na niedzielę. Straż pożarna informuje, że zgłoszenie o wydarzeniu otrzymała o g. 1.15. Na miejsce pojechało aż 6 zastępów. W akcji uczestniczyło 26 ratowników, w tym 5 druhów z Ochotniczej Straży Pożarnej ze Śmierdnicy.
- Płomienie były już poza obrębem mieszkania - opowiada asp. Przemysław Majer, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinie. - Nasze działania polegały na zabezpieczeniu miejsca oraz ewakuacji zagrożonych mieszkańców. Ewakuować trzeba było 37 osób. 5 osób się podtruło. Niestety, jedna osoba zmarła. Mieszkanie doszczętnie spłonęło. Nasze działania zakończyły się 20 minut przed 6 rano.
Zginęła właścicielka mieszkania mająca ok. 60 lat. Wśród osób, które ucierpiały, jest 16-letnie dziecko. Po ewakuowanych podstawiono dwa autobusy Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego. Według straży pożarnej, interwencja była utrudniona z powodu zaparkowanych pod wieżowcem samochodów.
- Trwa ustalanie przyczyn pożaru - dodaje asp. Przemysław Majer.
W niedzielę rano przed blokiem, w którym doszło do tragedii, zastaliśmy stertę nadpalonych rzeczy. Buty, doniczki, sczerniałe strony książek i czasopism…
Rozmawialiśmy też z mieszkańcami ulicy Lnianej. Byli zszokowani.
- Strasznie było - relacjonowała z balkonu kobieta, której mieszkanie znajduje się tuż obok lokum, które spłonęło. - To było coś potwornego, coś potwornego. Tego się nie da opowiedzieć. Ludzie krzyczeli: „Ratunku!". Było czarno, pełno sadzy, nie było nawet możliwości przejścia przez korytarz. Nie było czym oddychać. Pomyślałam: „To koniec, śmierć!". Ewakuowano mnie. Schowałam się w piwnicy. Podstawiono autobusy, ale one były daleko, bo nie było dojścia. Nie było nawet jak się ubrać. Straż, można powiedzieć, wyszarpała mnie z domu.
Dopiero w trakcie naszej rozmowy kobieta dowiedziała się, że jej sąsiadka nie żyje. Bardzo ją to poruszyło.
- Syn mnie obudził o g. 1.40 - powiedziała Justyna Piskunowicz. - Interwencja była utrudniona. Strażacy musieli rozciągać węże. Pan z pogotowia gazowego odłączał wszystko, latał jak szalony. Ogień był ogromny. Zadzwoniłam do mamy, która mieszka w klatce obok. Na szczęście nic się jej nie stało. Mieszkamy tu od 1983 roku. Pani, która nie żyje, też mieszkała tu od dawna.
Z relacji sąsiadów wynika, że zmarła kobieta była pielęgniarką. Miała pracować w szpitalu w Zdunowie.
- Obudziła mnie przejeżdżająca policja. Potem zobaczyłem straż pożarną - mówił Wojciech Śliwiński. - Podeszliśmy z rodzicami do okna. Czuć było spaleniznę. Widziałem, jak wyciągano ludzi z wieżowca. Strażacy nie mieli jak wjechać. Musieli manewrować - na wstecznym, do przodu, na wstecznym, do przodu - żeby ustawić się pod odpowiednim kątem. Zajmowało im to po pięć minut.
Inny sąsiad, pan Adam, napisał nam w e-mailu: „Około 1.00-1.30 w nocy poczułem dziwny zapach jakby zgaszonej świeczki, bardzo słabo wyczuwalny, ale że po południu kilka godzin wcześniej w pokoju miałem taką świeczkę, nie skojarzyłem, że ten zapach może być z pożaru na zewnątrz. Pojazdy stały około kilku godzin do 4 czy nawet 5, choć sam pożar ugaszono szybko, już około 2 w nocy".
Z miejsca zdarzenia wracaliśmy z taksówkarzem, który w nocy z soboty na niedzielę odbierał klienta z ulicy Lnianej. Mówił, że zapach spalenizny był tak intensywny, że odjeżdżając stamtąd, musiał pootwierać okna w samochodzie.
Mieszkańcy bloku przy Lnianej 14 pozbawieni zostali prądu i gazu. ©℗
Alan SASINOWSKI
Pozostało jeszcze 80% treści
Pełna treść artykułu dostępna po zakupie
eKuriera
z dnia 23-01-2023